Forum Forum dla pracujących na morzu ich rodzin i przyjaciół ludzi morza Strona Główna

Forum Forum dla pracujących na morzu ich rodzin i przyjaciół ludzi morza Strona Główna -> MORSKIE OPOWIEŚCI -> Morskie BAJKI

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu  
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
RADIO




Dołączył: 06 Kwi 2008
Posty: 3
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Central Poland


PostWysłany: Pon 9:44, 07 Kwi 2008    Temat postu: Morskie BAJKI

Witam Wszystkich,

Wszedłem tu najzwyczajniej w świecie przez przypadek...
Jednakże - poruszone zostały sentymentalne struny morskiego żywota doświadczanego przez 18 lat "służby na morzu". Ponieważ trafiłem od razu na dowcipy i sytuacje związane z radiostacją i dawnymi rozmowami "halo-halo" , których byłem sprawcą i niemym uczestnikiem przez te wszystki lata, jakoś tak od serca poczułem się bliżej z Wami i zdecydowałem się dorzucić moje własne "conieco"...
Najserdecznie pozdrawiam wszystki cierpliwe, mądre i kochające żony i sympatie marynarzy, bez któych nasze morskie życie nie miałoby sensu, a przynajmniej byłoby jedynie życiem sprzedanym za "nieco większą kwotę" niż średnia krajowa - w tamtych czasach oczywiście - RADIO

***********

Chcę Wam dziś posłać pewną prawdziwą opowieść wysłaną do kogoś bliskiego. Jej przesłanie wydaje mi się uniwersalne, dlatego pragnę się nią z Wami podzielić. Jest w tym jeszcze i taki "niuans", że sam siebie nie podejrzewałem o "coś takiego", a stało się to możliwe w kontekście uczucia, które tak nagle się pojawiło.
„TO, co Ci teraz opowiem, jest zupełnie niewiarygodne.... ale mam dowody, że TAK było !!! Bez mocnego trunku nie będziesz jednak w stanie w to uwierzyć, więc jeśli nie wypiłaś jeszcze wszystkiego podczas świąt i witania Nowego Roku...., teraz idź i zrób Sobie dobrego drinka i wróć tu posłuchać...(...)
A było TO tak...
Staliśmy wtedy w pewnym afrykańskim porcie i postój nam się przedłużał, bo nie przygotowali pełnego ładunku... Nawalił Agent !!!
Abyśmy nie nabrali złości i nie złożyli na niego "Morskiego Protestu", co miałoby dalekosiężne i ciężkie konsekwencje, zorganizował nam wycieczkę do odległego starodawnego miasta, słynącego z ogromnych bazarów, cudów architektury mauretańskiej oraz z odbywającego się tam HANDLU - targu niewolnikami... TAK właśnie , niewolnikami, mimo że był wiek XX i "oficjalnie" niewolnictwo już dawno zniesiono na całym bożym świecie, ale NIE tutaj !!!
Autokar wiózł nas przez przepiękne okolice, krętą drogą, wśród gór i rozległych przestrzeni, mijaliśmy egzotyczne dla nas wioski, wokół rosły przeróżne palmy, a najwięcej daktylowych... Mijaliśmy także gaje oliwne, jakieś opuszczone przez ludność osady, przekraczaliśmy wartkie strumienie i w ogóle wlepialiśmy oczy w cały ten niebywały krajobraz...
Po paru godzinach jazdy dotarliśmy wreszcie do bram i zostaliśmy urzeczeni egzotyką tego muzułmańskiego miasta... Wprowadzono nas do jakiegoś hotelu i tam zjedliśmy obfity posiłek... Czegóż tam nie było.... kandyzowane owoce, wszelakie mięsiwa, nieznane warzywa, liczne słodycze, w których lubują się mieszkańcy, chociaż nie tylko oni... Zewsząd dobiegał gwar ludzkiego tłumu, a wokół unosiła się oszałamiająca woń wszelkich przypraw korzennych, o których my Europejczycy mamy bardzo blade pojęcie....
Ponieważ dziewczyny oraz bazary są najmilszą rozrywką wszystkich marynarzy.... część "wycieczki" zaszyła się w mrocznych zaułkach Kasby, prowadzona przez "przewodników" , którzy za parę zielonych papierków oferowali im najrozkoszniejsze rozrywki i towarzystwo pięknych kobiet, które oprócz "tańca brzucha" miały do zaoferowania "wszelkie radości" tego świata...
Pozostali, w tym i ja - udali się na rozległe bazary, aby nasycić oczy nieprzebranym bogactwem towarów egzotycznego kraju... Tak się jakoś stało, że "wycieczka" pozostawiła mnie w tyle - podczas gdy podziwiałem przepiękną ceramikę, wyroby tkackie - pełne ciepłych kolorów i wymyślnych wzorów, oraz fajki wodne czyli nargille, najrozmaitsze wyroby sztuki kowalskiej i inne wspaniałości...
Kiedy tak wędrowałem samotnie w labiryncie niezliczonych bazarów, zapuszczając się w coraz bardziej odległe uliczki... oto nagle mój wzrok padł na siedzącą na uboczu postać...., Człowiek ten ukrywał swą twarz mocno nasuniętym na głowę kapturem swego wełnianego okrycia i nie reklamował swego towaru...Obok niego leżał jutowy worek..., a w nim siedziała malutka dziewczynka....! Była bardzo smutna i miałem wrażenie, że niedawno płakała... Przystanąłem zadziwiony takim widokiem, sięgnąłem po papierosa i przyglądałem się zdumiony, usiłując pojąć o co tutaj chodzi...
Człowiek, nie podnosząc głowy, lecz poznając po moim obuwiu, że jestem cudzoziemcem, a zatem przypuszczając, że mam pieniądze - mruknął w moją stronę po francusku coś, co choć nie znam języka żabojadów - pozwoliło mi przypuszczać, że oznacza 300 Fr. Ponieważ napotkany widok zszokował mnie i nic nie odpowiedziałem... powtórzył mruknięcie, ale tym razem brzmiało jak "250 Fr"... Nadal byłem bezgranicznie wryty...
Wtedy on, zniecierpliwiony widocznie i sądząc, że moje milczenie jest formą "europejskiego" targowania się - podniósł się, podciągnął do góry brzegi worka, obwiązał go sznurkiem i wyciągnął w moją stronę... Wciąż nie pokazując swej twarzy - mruknął, tym razem ostrzej --- 200 Fr..., i zrozumiałem, że o dalszych targach nie może być mowy...
Oszołomiony całą sytuacją, wyjąłem 200 Fr i przyjąłem worek... Postać natychmiast zniknęła w ciemnych, wąskich zaułkach - nie dając mi chwili czasu do namysłu, ani szansy na otrzeźwienie z doznanego szoku.... Zostałem sam z workiem, w którym była mała dziewczynka... Ująłem go delikatnie, zarzuciłem na plecy i odszedłem zastanawiając się osłupiały - co teraz pocznę za takim "zakupem"...???!!!
Wyciągnąłem papierosa i znów zapaliłem.... Nikt z przechodniów nie zwracał na mnie uwagi, jakby mnie tu wcale nie było.... Nikt nie proponował żadnych towarów, nikt nie zaczepiał o bakszysz... Odszedłem z burzą myśli w głowie i skierowałem się w kierunku hotelu, w którym za godzinę mieliśmy mieć zbiórkę na odjazd na statek...
Usiadłem w barze, zaś worek delikatnie postawiłem obok.... Dziewczynka nie poruszała się wcale i nie wydawała żadnych dźwięków... Natomiast kelnerzy i obsługa hotelowa kłaniali mi się, tak jakbym był jakąś znaczącą osobą.... Nawet za zamówione drinki nie przyjęli zapłaty, co zrodziło moje liczne obawy i pogłębiło moje zamyślenie...
Tak spędziłem kilka kwadransów w kompletnej ciszy wewnętrznej, z której wyrwało mnie dopiero mocne szarpnięcie za ramię trzeciego oficera... Zbieramy się Edgar... , autobus czeka...-
Wstałem i bezmyślnie skierowałem się za nim... wsiadłem do autobusu, w którym panował zaduch i wielki gwar nasyconych wrażeniami współtowarzyszy...
- Na bramie portowej, celnicy przeszukiwali bagaże moich kolegów, usiłując im wmówić, że powinni zapłacić cło za wnoszone na statek towary, a przynajmniej dać jakiś bakszysz...
- Kiedy mijałem celnika... ten położył rękę na mym ramieniu i powiedział tylko - "You are very good man..." i wskazał ręką, abym odszedł w pokoju...
Zaś na statku, za wyjątkiem stojącego na trapie stewarda, nikt mnie nie zaczepił...- "po co taszczysz te pomarańcze, radio, stary zamówił tego ze dwie tony..." rzucił steward...-
Nic nie odrzekłem i wszedłem do mojej kabiny. Zamknąłem za sobą drzwi na klucz i ułożyłem worek na koi. Rozwiązałem go i odchyliłem jego brzegi... Na dnie, skulona spała malutka dziewczynka.... Ale, kiedy się jej wreszcie przyjrzałem, stwierdziłem, że nie była to wcale dziewczynka, lecz młoda i piękna kobieta, tylko bardzo malutka... –
Ułożyłem ją delikatnie na poduszce i nie rozbierając jej ubogiego odzienia, otuliłem kocem.... spała....Usiadłem zamyślony i zapaliłem papierosa...później drugiego i następnego...
Trwałem tak w ciszy chyba przez godzinę... , aż wyrwał mnie z zadumy telefon..."Radio, przyjdź pan do mnie, wyślemy telex do kompanii, bo te s... syny wciąż nie dają ładunku i za ten przestój powieszą mnie za j..... . Niech to jasna cholera.... "
-OK, Master, już idę....Nie było mnie może ze dwie godziny, w czasie których zjadłem coś z nocnych porcji, wychyliłem dwie lub trzy butelki podłego piwa i długo stałem na pokładzie... patrząc to w morze, to w gwiazdy... Powoli docierało do mnie TO, co się wydarzyło...Miałem cichą nadzieję, że wypiłem coś w mieście "szkodliwego", co przyprawiło mnie o halucynacje i zwidy, i że ta cała sytuacja była jedynie dziwnym snem na jawie.... oraz zamroczeniem...
Wróciłem do kabiny.... Lecz tu, czekał mnie pogłębiony szok....- Na mojej koi, na poduszce - SPAŁA MALUTKA KOBIETKA.... Rozglądnąłem się wokoło otępiałym wzrokiem...??? Spostrzegłem wystające z kosza na śmieci - jej skromne przyodzienie... Odchyliłem delikatnie koc... Leżała nagusieńka, z podkurczonymi nóżkami, skulona spała....
W łazience, w brodziku prysznica odkryłem świeże krople wody, a na mydle ślady niedawnego używania... Mój szampon też był wilgotny, mój ręcznik, moja szczoteczka do zębów... i także mój grzebień... Teraz dopiero dostrzegłem na podłodze mokre ślady malutkich bosych stóp....
Zmęczony tymi mocnymi wrażeniami, pragnąc zarazem odespać je, by obudzić się rankiem "normalny" - ułożyłem się ostrożnie na brzegu koi i zapadłem w głęboki sen... W nocy śniłem przedziwne historie - będące reminiscencjami przeżytych osłupień... ale miałem również wrażenie, że drobne kobiece rączki oplatają mą szyję, a na policzku czuję dotyk delikatnych pocałunków....
O 07:30 wyrwał mnie z tych przeżyć ostry dźwięk budzika.... Otworzyłem oczy...Na fotelu przed lustrem stała malutka kobietka, ubrana w mój T-shirt, który sięgał jej do kostek... Moim grzebieniem czesała długie piękne włosy.... Zorientowawszy się, że już nie śpię... podeszła do mnie bosa i położyła mi na ustach paluszek... uśmiechnęła się i drobną rączką pogładziła mój policzek.... a następnie wróciła czesać włosy... Umyłem się bez słowa i ubrałem.... zszedłem na śniadanie, a po nim poszedłem wprost na wachtę do radiostacji... Nie docierał do mnie gwar statku, łoskot wind i skrzypienie dźwigów ładunkowych... Wciąż nie mogłem wybudzić się z ogłupienia....
Następnego dnia statek wypłynął w morze...Zapowiedziałem stewardowi, że rezygnuję z jego sprzątania i odtąd będę to robił sam...Kiedy po kilku dniach oswoiłem się z sytuacją, zacząłem odczuwać radość, że nareszcie nie będę samotny, że w kabinie będzie ktoś na mnie czekał, kim będę się opiekował i kto będzie mi towarzyszem i przyjacielem....
Żywiłem ją wykradając z lodówki wszelkie smakołyki, zaś z moich koszul i dresów wspólnie uszyliśmy dla niej ładne ubranka.... Największy problem był z bucikami, lecz ona prawie cały czas spędzała na parapecie wśród kwiatów - wyglądając przez okno, albo siedziała na mojej koi - rysując cudowne obrazki, albo zwiedzała moje szuflady i szafki, robiąc w nich po swojemu - "damski porządek" w życiu samotnego mężczyzny...
Przez kilka tygodni udawało nam się z Remi / takie egzotyczne imię miała ta kobieta, choć ja nazywałem ją Calineczką.../, zachować pełną tajemnicę jej obecności, lecz w końcu - podczas rutynowej inspekcji kabin, której i ja musiałem się poddać - cała sprawa wyszła na jaw...
Po szczerej rozmowie z kapitanem - uzyskałem jego zrozumienie i odtąd Remi mogła swobodnie poruszać się po całym statku. Bosman uszył jej z żaglowego płótna malutkie buciki i podkleił je płatami gąbki... Cook znosił jej smakołyki, kapitan pozwolił pomagać sobie w biurowej robocie i spacerować bosymi stopkami po swym biurku, a pozostali członkowie załogi - uwielbiali patrzeć jak ślicznie tańczyła.
Wkrótce stała się ulubieńcem całej załogi. Nie musiałem być o nią zazdrosny, gdyż zawsze do mnie wracała, a poza tym była tak malutka, że oprócz patrzenia, do "niczego" więcej nie mogła się "przydać"... Została więc ze mną... i przepływaliśmy tak ze sobą przez wiele mórz i oceanów. Nocą wtulała się we mnie i z czasem nauczyłem się nawet z nią porozumiewać...
Wiele lat później - na Zanzibarze, dokąd zawinęliśmy z powodu awarii, skądś dowiedział się o niej syn lokalnego władcy, zaprosił nas do pałacu... i ugościł z przepychem. Zakochał się z miejsca w Remi, a ponieważ także był niewielkiego wzrostu, pozwoliłem jej zostać, bo jego dostatek gwarantował jej życie piękne i wygodne... , a poza tym przecież była kobietą... Przez wiele jeszcze lat tęskniłem za nią....Pozostało mi po niej kilka zdjęć. Później już nigdy jej nie widziałem... Przysłali mi tylko zdjęcie ślubne, a później jeszcze list, w którym Remi donosiła, że wciąż mnie pamięta. Miała już wtedy trójkę ślicznych dzieci i była szczęśliwa... Wciąż ją wspominam z tęsknotą....(...)
I to by było na tyle Edgar


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez RADIO dnia Pon 10:01, 07 Kwi 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum dla pracujących na morzu ich rodzin i przyjaciół ludzi morza Strona Główna -> MORSKIE OPOWIEŚCI Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Regulamin