Forum Forum dla pracujących na morzu ich rodzin i przyjaciół ludzi morza Strona Główna

Forum Forum dla pracujących na morzu ich rodzin i przyjaciół ludzi morza Strona Główna -> KOBIETA MARYNARZ > KOBIETA NA MORZU -> KOBIETA MARYNARZ

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu  
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Admin
Administrator



Dołączył: 30 Sty 2006
Posty: 94
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 97 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: WOLIN


PostWysłany: Pią 10:44, 09 Lis 2007    Temat postu: KOBIETA MARYNARZ

Tu nie ma czasu na makijaż
Dla morza godzi się na wielomiesięczne rozłąki z rodziną. Kocha pływać. Dziewczynom na statku nie jest jednak łatwo.


- Przez osiem miesięcy byłam sama miedzy facetami – opowiada 26-letnia Dorota Radczyc, marynarz z trzyletnim stażem. - To był mój najdłuższy i najcięższy rejs. Wtedy pływałam jeszcze jako praktykant. Teraz dostałam awans i płynę jako oficer.

Najbardziej cieszy się tata. - Mama jest trochę przerażona długą rozłąką. Z kolei dalsza rodzina mnie nie rozumnie. To bardziej wynika z tego, że nie znają tego zawodu. Tak samo jest ze znajomymi.

Kobieta na statku jest rzadkością. Na stu mężczyzn przypada tylko jedna.
- Sama nie wiem czemu się zdecydowałam na taki zawód – mówi Dorota – trochę w tym zasługi mojego taty. Jak byłam w podstawówce to wysłał mnie ma trzy tygodnie na obóz żeglarski. To był mój pierwszy kontakt z pływaniem. Spodobało mi się. Teraz wiem, że gdybym miała wybierać jeszcze raz, to wybrałabym tak samo.

Przesądy dotyczące tego, że kobieta na statku przynosi pecha, są już przestarzałe. Teraz mężczyzn nie dziwi babka na pokładzie.
- Jak płynęłam w pierwszy rejs, najbardziej bałam się nie morza, ale reakcji facetów- wspomina Dorota – Ale okazało się ze załoga jest fajna. Nie dokuczali mi. Nie miałam jednak taryfy ulgowej. Wiedziałam ze nikt mnie nie wyręczy.

Na statku nie ma czasu myśleć o nie umalowanych paznokciach. Nie mówiąc już o makijażu. Nie oznacza to, pani oficer nie jest kobieca. Mężczyźni nie chcą oglądać potworów w porozciąganych koszulkach i obciętych na zero włosach.
- Na początku testowałam załogę. Nie wiedziałam na co mogę sobie pozwolić, jeśli chodzi o ubiór. Ale kiedy założyłam dopasowaną bluzkę, nie zauważyłam dziwnych reakcji. Przestałam się więc przejmować - śmieje się Dorota.
Bez żalu rozstała się ze spódnicami, ale nigdy nie obcięłaby włosów. Nosi je tak upięte, żeby jej nie przeszkadzały w pracy. Marynarz musi wyglądać schludnie i czysto. To jedyne kryterium dla wszystkich.

Dorota na statku wzbudza różne emocje. Zdarzają się dwuznaczne propozycje. Nie da się tego uniknąć, gdy 20 mężczyzn i jedna kobieta przebywają razem przez 6 miesięcy.
- Raz próbował się do mnie zalecać jeden z marynarzy. Ale sprawę ucięłam w zarodku i nie miałam problemu – opowiada Dorota
Dla szefa płeć marynarza nie ma znaczenia. Płaci tyle samo i mężczyznom, i kobietom.
- Ciężej jest nam tylko awansować – wzdycha Dorota- Ciągle musimy udowadniać, że jesteśmy tak dobre, jak faceci.

źródło:gs24.pl Anna Dzieniak


Post został pochwalony 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Robercik




Dołączył: 29 Sty 2008
Posty: 22
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: ze świata


PostWysłany: Wto 11:49, 08 Kwi 2008    Temat postu: Płyń Polko po morzach i oceanach

Obszerny fragment publikacji

Majtek bez majtek

Płyń Polko po morzach i oceanach, rozsławiaj, co chcesz.

Marynarz to zawód pojemny jak zawód dziennikarza: koleś po szkole morskiej pracujący na pokładzie czy w maszynie statku handlowego jest marynarzem takim samym – przynajmniej z nazwy – jak pomywacz, sprzątaczka, kelner, barman czy stewardesa na statku pasażerskim. Najczęściej wystarczą 4 podstawowe kursy. Za niecały tysiąc zeta, w 2 tygodnie spędzone na słuchaniu bzdetów, zakończone testami, na których wszyscy sobie pomagają, zdałam kursy: medyczny, bezpieczeństwa, przeciwpożarowy i technik ratunkowych. Dzięki temu mogłam wyrobić sobie papier młodszego marynarza, asystenta kucharza i książeczkę żeglarską.

Z tymi świstkami – przepraszam, certyfikatami – ruszyłam na podbój mórz i oceanów.

* * *
Marynarz zapieprza przez minimum 12 godzin dziennie, o różnych porach wstawania i kładzenia się spać. Świątek, piątek i niedziela – gotowość bojowa przez co najmniej 2 tygodnie (na polskich promach), 8–12 tygodni (na statkach badawczych, offshorowych, pasażerskich), najdłużej 6–9 miechów (tankowce, duże pasażery). Po odpękaniu kontraktu następuje niepłatna przerwa – najczęściej na połowę lub całą długość kontraktu, czyli: 12 tygodni na burcie – 6 lub 12 tygodni w domu. W tym czasie marynarze na bezrybiu, którzy sami opłacają ZUS, zasilają szeregi bezrobotnych.

Zarobki zwykłego marynarza na statkach handlowych zaczynają się od 1 tys. dolców – łącznie z nadgodzinami; starszy marynarz zwykle nie przekracza 2 tys. Lepsze płace są u armatorów zatrudniających na krótsze 8–12-tygodniowe kontrakty.

Płace stewardes, kelnerów czy barmanów są z reguły wyższe, ale niewiele – zależą od napiwków. Najlepsze dochody przytrafiają się na najcięższych statkach – na wycieczkowcach. Przed 11 września 2001 r., pracując w restauracji na statku Disneya, można było zarobić 1000–1200 dolarów tygodniowo; później się posypało.

Oczywiście najwięcej zarabia kadra oficerska, ale przy tym równie dużo dokłada, ciągle tracąc czas na nowe kursy i buląc za coraz nowsze certyfikaty. Żyje też w ciągłym stresie, bo to oficer odpowiada głową za każdy mały i każdy gigantyczny błąd majtka.

Gdyby nie przymusowe kursy, które z reguły trzeba odnawiać co 5 lat, urzędy morskie i ośrodki szkoleniowe nie miałyby z czego żyć. Podobnie lekarze; mam trzy świadectwa medyczne – norweskie, duńskie i międzynarodowe, które nie pasują Norwegom i Duńczykom. Do Stanów potrzebowałabym amerykańskie, do Holandii holenderskie itd., itp.

Poza tym będąc całkiem zwykłą stewardesą – w ciągu trzech lat zmuszona byłam zaliczyć jeszcze 3 kursy: opieki nad pasażerami w pomieszczeniach hotelowych na statku pasażerskim typu ro-ro, kierowanie tłumem na takim samym statku i ratownika. O mały włos zaliczyłabym jeszcze kurs helikopterowy.

A co?! Człowiek morza nie pęka, nie tonie, najwyżej umiera z wychłodzenia organizmu lub w niemożliwych do ustalenia okolicznościach. Nikt nie widzi, nikt nie słyszy – śruba wkręca go i równo miele!

* * *

Choć wiele osób z branży wmawiało mi, że z PMS bez koneksji raczej nie mam szans na wyjazd, swój pierwszy kontrakt podpisałam właśnie z nimi w 2002 r.

Z trzech lat i z trzech statków, trzy będą to historie o tym, jak samotność wyzwala, wolność zniewala, wściekłość zabija radość, śmiech suszy łzy, a smród stóp i alkoholowy pot są kwintesencją marynarskiego żywota. Nazwy statków zmieniłam ciut-ciut...

M/V Płytki Grób

Zadzwonili z nadejściem wiosny: mam się szykować na kurs helikopterowy – na offshory – zaszczepić na żółtą febrę i czekać na wizę do Rosji. Kilka dni później okazuje się, że kursu nie zdążę zaliczyć. Trochę żal, może nie będę już miała okazji topić się w helikopterze i skakać do wody z 10 metrów.

Przed siedzibą PMS w Szczecinie witam się z załogą: 3 na 3 – równowaga płci. Swój żółty dziób maskuję opowieścią o rejsie zaliczonym na kontenerowcu z ojcem bosmanem.

Jednodniowa podróż kończy się w Noworosyjsku nad Morzem Czarnym. Po badaniu alkomatem mustrują nas na statek badawczy. Kontrakt 10 tygodni, 1545 dolków na miesiąc. Załoga mieszana: 8 Polaków, „oficerka” – Norwegowie, naukowcy i komputerowcy – Włosi, Amerykanie i Francuzi, reszta to Brytyjczycy – przeważnie Szkoci. Ponad 70 osób. 5 tygodni mam kabinę jedynkę, później dwójkę. Robota 12 godzin na dobę, 7 dni w tygodniu, z przerwami na kawę i szamanie. Dzień do dnia podobny, robimy ciągle to samo: sprzątanie kabin, zmiana pościeli, pranie, prasowanie, pucowanie korytarzy, zmywanie naczyń i garów, sprzątanie kabin, zmiana pościeli, pranie... Najłatwiej zauważyć piątek – po rybie do żarcia – i niedzielę: z rana pozorowany alarm, na lunch pieczone rogale i raczki. Po paru dniach z przerażeniem zauważam spore ubytki w pazurach. Maglowana pościel ściera mi skórę z rąk. W nosie i ustach osadzają się chemikalia. Dłonie po kilku godzinach pracy w lateksowych rękawicach śmierdzą jakbym non stop trzepała konia!

Szybko poznaję specyfikę polskiego piekiełka, które – polska norma – nie dziwi zagranicznej załogi. Niunia jest przemęczona poprzednimi statkami i żeby ją odciążyć, trzeba dociążyć pozostałe stewardesy. Takiego wała! Olo, pierwszy kucharz, jest przeciążony, więc obciąża nocnego – Filona, który zanim trafił na statek, nie potrafił usmażyć jajek (ciągle przypala gary, bo smaży bez tłuszczu!). Filon się burzy, bo on w nocy też by sobie odpoczął, a nie bułki i ciasta piekł! Niunia i Kazia lubią Filona – donoszą na Ola i skłócają go z Jurkiem. Marynarz
Jurek zachowuje się i wygląda jak mój wujek schizofrenik, kiedy odstawiał psychotropy – raczy się kawą i piwem, ma totalne odpały i bywa agresywny! Statek zwie domkiem, a kabinę – mieszkankiem kochanym! Marynarzowi Heńkowi jednak nie przyłoży – a bardzo chce – bo robotę za niego odwala... Od tego nie ma ucieczki! Pływamy na statku Wielkiego Brata, który nie zawija do portu od 6 tygodni. Żyjemy, jemy i pracujemy ciągle w tej samej grupie, wciąż oglądając te same buźki. Konflikty, podpuszczanie, plotki i kablowanie są nieuniknione. Do tego jest gorąco, siada klima i piłkarze odpadli z mistrzostw świata! Jedyny ratunek przed uszkodzeniem cudzej cielesności znajduję w filmach, słodkich oczętach Chrisa i spada-jących gwiazdach, które obarczam marzeniami nie do spełnienia. Muszę odpocząć!

Po 8 miesiącach laby wygrzebałam się z płytkiego grobu. Strzepnęłam z dłoni resztki ziemi i popłynęłam. Z Polarisu.

M/F Milczenie Owiec

Z pięćdziesiątką Polaków jadę do Lubeki – krainy marcepana. Miast na nowym statku stojącym w stoczni osiadamy na 2 tygodnie płatnych kolonii w schronisku młodzieżowym, w 7-osobowych pokojach bez łazienek. Przymusowe szkolenie nie zabija nudy, zacieśniamy więc kontakty. Zagraniczna część załogi (60 osób): Duńczycy, Islandczycy, Owczarze z Wysp, Norwegowie, kilku Rosjan, Austriaków i Niemiec – trzyma się razem. Z tęsknoty za mocnymi wrażeniami i używkami 5 osób traci kontrolę i robotę. Żegnamy ich utuleni w żalu, pełni zrozumienia – na statku czeka nas bowiem prohibicja, kabiny jednopłciowe, 2-osobowe i mały spacerniak! Później jeszcze z dziesięciu po raz ostatni zeszło z trapu pewnym marynarskim krokiem: picie na dwie nogi leczy chorobę morską!

Po interwencji ITF armator – sknerusek z Wysp Owczych – musi podwoić nasze pensje, inaczej nie zapuści śruby! Nie zwiększa jednak załogi hotelowej – o połowę za małej, jak na tak duży statek; jedna osoba będzie zapieprzać za dwie!

– I tu ma być lepiej?! Pojebało mnie chyba na maksa! To statek pasażerski – zabiera 1600 ludzi! Przybija do kei na dwie godziny. Jak pieprzony tramwaj. Pracuj, nie marudź i nie licz na przepustkę!

Fakt: 1800 euro za miesiąc. Fakt: już nie dostaję falą po żółtym dziobie, lecz za falę robię. Ale i faktem jest, że po siedmiu miechach zapadnę na fiksum-dyrdum!

Tu bez problemu rozróżniamy dni tygodnia – każdego dnia inny port, w tydzień zamykamy kółko. I tak w kółko...

Weźmy poniedziałek: szósta z rana gotowość bojowa.

– Wstawaj, piękna Helu, Szetlandy witają!

– Hej, piękna! – Budzik mordę darł już cztery razy. Za piątym razem wstała. Zapieprzamy przez 6 godzin, potem 3 godziny przerwy. Kilka tygodni harówy kasuje gierojów! Wszyscy duszą komara, marząc choćby o chwili snu.

– Duchowość twa stoi, cielesność siną i gołą dupę wypina do mnie pierdząc! Kobieto, coś ty żarła?! – W pracy 6 godzin, później przerwa na 4. – Piękna chrapie jak 3 niedźwiedzie w gawrze!

Pierwsza rano: – Wstawaj!!!! Przez tę dupę miałam koszmara! No, tylko popatrz: znowu foczki robią za eskortę w szetlandzkim porcie!

W parę godzin nowy dzień i Norwegia. Jak co wtorek orki w fiordach nas witają – kocham te klimaty, ale mogłoby być cieplej! Dzisiaj alarm – jak zawsze, kiedy hotel ma zapierdol: w dwie godziny 17 osób musi przygotować 350 kabin!

– ku! 70 łóżek, 24 kible, śmieci, odkurzanie, luster polerowanie – a do żarcia znowu łby baranie. Kurwaaa!!! Jak ja się nazywam?! Jak, do kurwy nędzy, się nazywam?!

– Siwa, nie pierdol! Białą wkładaj koszulę! Bo my, polska mafia, fason trzymamy, choć w oczach mgiełki!

– Embarkacja, galernicy! Pieprzone pastuchy nacierają!

– Hello! Welcome on board! How are you?...

A w środę ponownie dziwne twarze kulejących Owiec – efekty kazirodczych – przed wiekami?! – związków; Szetlandy po Owcach zaliczamy. Gutek po obiedzie zapadł w błogi sen.

– Gutek, zapierdalaj do roboty, nie skończyłeś sprzątać sekcji! Wychodź, ku, po dobroci, bo ci wpierdolę! Nie będę za ciebie zasuwał! – wrzeszczy Siemak.

Zielono mi. Islandia wciąż wita mgłą i mżawką, skrzętnie kryjąc wodospady żłobiące skaliste brzegi. Musi czwartek. Pierwszy raz, gdy tu z Owczych płynęliśmy, czułam się jak Frodo w domu Elronda – króla elfów. Wiadomość dnia: strajk! Wichrzyciele skrzykują całą polską załogę do mesy.

– Strajkujemy, od trzech tygodni pływa mało pastuchów i restauracja nie dostaje napiwków. Wy w hotelu macie duże pensje, a my biedę trzepiemy! Od dzisiaj strajk!

– Sorki, ale jak było dużo pastuchów, zarabialiście 3 razy więcej od hotelu. Stać was na tę biedę! Sobie strajkujcie!...

– Jest piątek: Owczarnia i Szetlandy. Na obiad solona ryba, przysmak wyspiarzy – jebie, że włosy w nosie w dredy się splatają! Przy takim menu trudno o regenerację. W saunie i siłowni robimy formę na kolejny dzionek zapieprzu. Żółtodzioby czują się już pewniej, kończą więc orgietką i sesją zdjęciową w basenie. Wachtowemu, który wszedł w trakcie, chyba się nie podobało – donosi staremu. Afera zdjęciowa umila nam życie. Agenci chcą przejąć fotki, lecz nikt nie wydaje fotografa. Cud! Po raz pierwszy zwieramy polskie szyki – w obronie cyca i dupy!

Sobota, tylko i aż Dania: 1100 bye-bye, 1100 hello! Ja pierdolę! Sprężamy się na maksa, musimy zejść na stały ląd, by uzupełnić zapasy wody ognistej! Sukces – dziś odpłyniemy!

Lód i cytrynę szmuglujemy z kuchni. Balety w kabinach, po 5, 6 osób. Musimy kontrolować wybuchy radości – kapo czuwa!

Wreszcie ciepełko, niedziela na morzu. Tylko 7 godzin w miarę lekkiego sprzątania. Można się powygrzewać.

– To ostatnia niedziela, jutro mnie stąd wyjebią, jutro mnie już nie będzie, więc żegnam was! Adieu... Idę do baru się najebać, już mogę! To ostatnia...

– Dość! Po pięciu miesiącach na galerze jestem zombie – psychicznie i fizycznie. Się pływa, się ma!

Siedem miechów milczenia i nowa owczarnia... Z B+B Shipping, tym razem...

M/V Stateczek Miłości

No, wreszcie! Istnieją jednak statki, na których z polską załogą można się dogadać, zabawić, ser popić łyskaczem i nie bać się donosu! Jesteśmy połową z prawie czterdziestu osób załogi; druga połówka to władza: Brytole, Francuzka i Portugalczyk. My zasuwamy 12 tygodni na 6, oni – 2 tygodnie na 2. Po 6 tygodniach w restauracji przejmuję we władanie mesę i za 900 funciaków jestem sobie szefową.

Z piciem nie ma problemu. Piją wszyscy, z reguły po pracy. Ciśnienie wraca do normy, normalność wypiera nerwówkę, bo trzeba zbierać siły na weekendowy szał ciał! Dwupłciowość załogi ułatwia balety i inne przyjemności. Czcimy urodziny i każde imieniny, tylko wtedy bawi się razem cały stateczek, kapitan jest wodzirejem. Rasizm i nacjonalizm mieszają się z seksizmem, nie lubimy się aż tak przesadnie:

– E, Poleczka! Zrób mi loda, szibko! – krzyczy prawie bezbłędną polszczyzną Łysek z Liverpoolu. – Kciągaj gacie, będziemy sie calowac! Ja mam dusze jaja!

– Taa, ku?! To chodź no tu, pojebie! – Sonia szarpie kuchcika za pasiaste spodnie. – Pokaż, co tu masz, ogierze!

– Nie! Nie! Nie! Hej?! – Łysek jara cegłę i więcej z takimi tekstami do Soni nie startuje.

Po nocach kończonych o piątej nad ranem, choć na kacu gigancie, opuszczamy Portsmouth zgodnie z rozkładem. Czasem tylko kierowca busa jakoś tak nie wyrobi się na zbyt wąskim zakręcie, ale nawet bardzo wgnieciony bus pojedzie! No problem, mongolitos nie narzekają, bardziej sztormu na Północnym się boją. My być friend, co poda torebkę na rzygi!

Dziwne, z każdym zejściem mówię „nigdy więcej!”, ale później czegoś mi brakuje. Morze wzywa, over!

– Już pędzę!

NUMER 12/2008
Autor : Anna Steward


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ardawl




Dołączył: 14 Kwi 2008
Posty: 25
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy
Ostrzeżeń: 0/5


PostWysłany: Pon 21:12, 14 Kwi 2008    Temat postu: Tia

Rownouprawnienie jest modne. Niestety. Kazdy jednak ma prawo do wlasnego zdania, wiec mam i ja. Po jezyku w/w publikacji tym bardziej utwierdzam sie w przekonaniu o plci pieknej na statku. Jestem na Nie przez duze N.
Tia tu gdzie teraz sie bujam czyli w Norwegii na factory trawler, niestety sa kobiety i po krotce opisze to tak. Kazda ktora tu przyszla umie co umie wiec pakuje rybe. Niestety tacy do szafy nie wlozy bo taca za ciezka, szafy nie pomoze szkafowemu wypchnac no bo przeciez jest kobieta. Bebna z folia spozywcza do pakowania tez nie powiesi za ciezki. Siatki tez nie przytrzyma bo za zimno i kleszki tez nie nawinie. No i niestety sa dni w miesiacu kiedy jest powiedzmy mniej wydajna ( kobiece sprawy ) co spotyka sie ze zrozumieniem oczywiscie starego. No On na pokladzie nie robi i na przetworni wiec robote trza odwalac za plec piekna. Place natomiast mamy te same. Rownouprawnienie jest. Nie mowie tez o tym ze na spiacej wachcie szoty skrzypialy bo mialem nieszczecie spac w sasiadujacej kabinie z piekna i zakochanym w niej chlopaku. Nadmieniam ze 1 urodzila 2 sa w ciazy i dobrze bo zmniejszyla sie liczebnosc plci pieknej na burcie. Taka jest prawda. Niestety. U mnie na statku tak jest , wiec wybaczcie Panie jestem na nie. Poza tym sorki ale nie chcial bym miec takiej dziewczyny jak w tej publikacji. Jezyk chyba zbyt przesadzony, za bardzo usiluje sie byc marynarzem czy rybolem. Lecz podziwiam za prace. Hm lecz tylko tyle. Aha czy aby na cargo faktycznie jest sie szpiclem jeden na drugiego, oj Panowie Marynarze dzieki Bogu ze nigdy nie dostalem sie na zadne cargo. Wstyd. wole swoje smierdzace ryba trawlery.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ardawl




Dołączył: 14 Kwi 2008
Posty: 25
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy
Ostrzeżeń: 0/5


PostWysłany: Czw 4:38, 04 Gru 2008    Temat postu: I dostało mi się

Poprzednio pisałem nie Przez duże N - z chęcią napisał bym teraz przez jeszcze większe N. Nie. Teraz mamy na statku aż 4 kobiety po dwie na przretwórni na jednej zmianie Smutny Sytuacja tragiczna szkafowy klnie na
czym świat stoi, a dziewczyny no cóż - pakują fileta. Poczekamy na węcej ryby i rozdartą siatkę Smutny Pójdzie się zarżnąć chyba. Wszystko rozumiem, ale przydało by się trochę logiki w dobieraniu załogi....


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ardawl dnia Czw 4:40, 04 Gru 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Admin
Administrator



Dołączył: 30 Sty 2006
Posty: 94
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 97 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: WOLIN


PostWysłany: Czw 10:16, 04 Gru 2008    Temat postu: marynarz - płeć piękna :-)

ardawl myślę hmmm 4 kobietki, to nie tak tragicznie Wesoly dacie radę ...

Jeżeli może słyszałeś o trawlerach w kooperacji amerykańsko-rosyjskiej, na których pracowali Polacy, to tam było ich ok. 50 hehehe Hyhy przez 6 miesięcy i więcej, bo takie były kontrakty ...
Wiadomo, że każdy marynarz różnie znosi i radzi sobie z rozłąką (również tą seksualną), więc na tych trawlerach nie łatwo było, nie tak fizycznie jak psychicznie wytrzymać do końca kontraktu i działo się, oj ! działo ...
Nawet Ci najwierniejsi mieli problemy, bo jak tu np. wynieść kobietę z kajuty na oczach reszty załogi, gdy znajduje się ją po pracy, przez niedopatrzenie jej zamknięcia we własnej koji, a wiadomo jakie warunki są do spania na takich wielkich przetwórniach.
Kobiety jak to kobiety, jedne przyjeżdżały do pracy, a inne aby kogoś zarwać, a talent w tym miały niesamowity i multum pomysłów jak tego dokonać.
Może jakiś marynarz, co był na takim kontakcie, znajdzie ten temat i napisze z autopsji jak sobie dawali radę z takim babińcem, zamknięci przez tak długi okres czasu w ograniczonej przestrzeni ...

Miłość, do żony i rodziny, potrafi przenosić góry, to i te TYLKO 4 kobiety, które macie na przetwórni są do przetrawienia, czego Tobie i reszcie załogi życzę Ok!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ardawl




Dołączył: 14 Kwi 2008
Posty: 25
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy
Ostrzeżeń: 0/5


PostWysłany: Czw 20:15, 04 Gru 2008    Temat postu: Tak :)

To nie tak iż nie lubię kobiet, po prostu naprawdę logika i specyfika niektórych zawodów mija się z celem by kobiety wykonywały daną pracę. Błękitki są mi znane, nasłuchałem się o nich niejedno Wesoly zresztą stary który tu jest pływał tam przez dłuuuugi okres czasu, no także wielu się tam chciało dostać do pracy ale.....nie było łatwo, swego czasu to był smaczny kąsek zarobkowy dla rybaków.
Wracając do tematu - oczywiście damy radę bo musimy ( nikt za nas facetów roboty fizycznej nie odpali ) tylko pytanie - czemuż to i dlaczego
jak jest większość
chłopów na burcie robota idzie płynniej, przerobowość większa a niestety
za przyjemność unoszących się w powietrzu perfum kobiecych tracimy, no i więcej się zaiwania. Gwoli wyjaśnienia jedna zmiana na factorii ma raptem 7 osób, więc.........Wesoly
Taka jest prawda, po co kłamaćWesoly


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ardawl dnia Czw 20:31, 04 Gru 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
natalia




Dołączył: 22 Sie 2013
Posty: 1
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5


PostWysłany: Czw 13:55, 22 Sie 2013    Temat postu:

kończe własnie szkołe i nie wiem czy po technikum żeglugi środlądowej mam szanse na jakąś prace ? zależy mi bardzo na tym

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum dla pracujących na morzu ich rodzin i przyjaciół ludzi morza Strona Główna -> KOBIETA MARYNARZ > KOBIETA NA MORZU Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Regulamin